Szkolenie motocyklowe na torze
Szkolenie motocyklowe na torze to dziś standard. Ale nie tak jeszcze dawno sprawy przedstawiały się zupełnie inaczej…
W latach siedemdziesiątych zapadł mi w pamięci wyraźny moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że inni nie doświadczają tych samych radości z jazdy, jaką ja doznawałem. Naprawdę uważałem, że zostali obrabowani przez los. Myślałem sobie: „Chodź, nie widzisz tego, co tracisz? Musisz trochę wyjść poza swoją strefę komfortu, musisz się zmierzyć się z wyzwaniem, musisz zasmakować niebezpieczeństwa, po prostu znaleźć przycisk uruchamiający pasję nacisnąć go!”. Co mogę powiedzieć? Byłem naiwny.
Oczywistym rozwiązaniem było nauczenie ich czegoś, co dziś określamy jako technika jazdy motocyklem. Duży problem jaki wtedy się pojawił: nie mogłem po prostu dokonać telepatycznego transferu wiedzy i przenieść wszystkich moich drażliwych wrażeń na to, co powinno, a czego się nie powinno robić. Trudno odnieść to, co kurtyna czerwonej mgiełki tworzy w tobie, kiedy przejmuje twoje zmysły. Nie było nawet dokładnych opisów w języku angielskim ani dla prawidłowych procedur postępowania z uczniami w trakcie szkolenia motocyklowego, ani chociażby klasyfikacji błędów. W owym czasie jeździli płynnie albo kwadratowo; byli odważni lub pękali; mieli DNA motocyklisty lub byli patałachami. Eksperci mówili im: „Jeździj więcej, a poprawisz się”. Ta sama stara ogólna, powszechnie stosowana rada była nudna i bezużyteczna dla każdego motocyklisty na tyle sprytnego, by czuć, że z pewnością są lepsze rozwiązania.
Doszedłem do wniosku, że w mojej pracy ważne są dwie części składowe: opracować i wymyślić, jak jeździć motocyklem, a następnie przekazać tą wiedzę dalej. Aby to zrobić, musiałem zapewnić motocyklistom środowisko, które pozwoliłoby im odkryć, że mają skrzydła i że naprawdę potrafią latać. To wymagało wyciągnięcia ich z miejskiej lub dwupasmowej dżungli i do jakiegoś raju jeździeckiego.
Motocykliści lubią słuchać opowieści o przygodach związanych z jazdą na motocyklu. Pragną uchwycić kawałek tego potencjału, choćby tylko pośrednio. „Prawie była gleba” … „zejście na kolano” … „ucieczka przed policją” … „objechanie krawaciarza w Porsche”?? Brzmi znajomo? To odważne wyczyny dla jednośladowych wojowników w miejskiej dżungli; coś w rodzaju strefy wojny. Problem polegał na tym, że wszystkie te elementy motocyklowej identyfikacji związane były z jazdą uliczną. Rozwiązaniem, nawet dla motocyklistów, którzy nie mieli ochoty na schodzenia na kolano, było doprowadzenie ich do jedynego miejsca, które pasowałoby do opisanego rajskiego miejsca: toru wyścigowego.
Tak dochodzimy do zagadnienia jakim jest szkolenie motocyklowe na torze. Jeśli chodzi o edukację, wielu motocyklistów podobnie jak zresztą kiedyś pójdzie za prostą radą „po prostu jeździj i polepszysz się”. Wielu z nich stwierdzi że jestem niemądry przekonując, że istnieją 52 punkty, które wpływają na pozycję motocyklisty podczas jazdy; że możemy opisać 72 rzeczy, które motocykliści są w stanie odnotować podczas pokonywania zakrętów; że działa 18 definiowalnych zmysłów, na których polegamy, gdy jedziemy na dwóch kołach. Ci ludzi będą szczerze sądzić, że jestem przesadnie pedantyczny w tym wszystkim. Cóż mogę powiedzieć? Przez tysiące lat ludzie uważali przecież, że Ziemia jest płaska…
Szkolenie motocyklowe na torze to część długiego i skomplikowanego procesu. Ale tylko formowanie procesu nauki jazdy w zintegrowany pakiet praktycznych umiejętności i ćwiczeń, które dają wymierne wyniki, wydawało się właściwą drogą. To, co naprawdę zaczęło rozpalać moją wyobraźnię polegało na zastanawianiu się i sprawdzaniu, czy opracowane ćwiczenia i poczynione obserwacje naprawdę przekładają się na poprawę jazdy. Byłem tak podekscytowany, kiedy opracowywałem pierwsze ćwiczenia jazdy motocyklowej we wczesnych latach 80., że nie mogłem spać!
Gdy motocyklista ma wystarczającą wiedzę na temat podstawowych umiejętności technicznych, otwierać się zaczęło wiele drzwi. Ale uczniowie wciąż mieli problemy i ograniczała ich niepewność. Później, w latach 90., zacząłem rozumieć i katalogować osiem instynktownych reakcji obronnych, które przeszkadzały im w rozwijaniu umiejętności. To odkrycie otworzyło jeszcze więcej możliwości podejścia do nauki jazdy na motocyklu. Teraz mamy 30 dobrze zdefiniowanych technicznych aspektów jazdy motocyklem, a każdy z nich może być ćwiczony lub trenowany.
Nic nie równa się z pracą ze światowej klasy zawodnikiem i możliwością obserwowania ich poprawy poprzez ćwiczenie i trenowanie ich na tych samych umiejętnościach technicznych, których brakuje przeciętnemu motocykliście. I o to chodzi: te umiejętności są zrozumiałe; mogą być praktykowane; stanowią solidny fundament. Są niezbędne do osiągnięcia sukcesu i budują pewność siebie i kontrolę na wszystkich poziomach. Nawet nieco błędne szkolenie jest lepsze, niż brak jakiegokolwiek treningu. A jeśli szkolenie motocyklowe prowadzone jest na torze, Twoja szansa na sukces zwiększa się niezmiernie.
Ta potrzeba, którą odczuwałem lata temu, rozwinęła się w ten niesamowity zestaw technik. Najwspanialszą częścią przygody jaką jest szkolenie motocyklowe na torze okazało się dla mnie zastanawianie się nad tymi technikami, zapisywanie ich i dzielenie się nimi. Jeśli masz wątpliwości – to je odrzuć. Rusz tyłek i jedź na tor wyścigowy!
Autor – Keith Code, twórca California Superbike School, szkoły wyznaczającej standard w szkoleniu motocyklistów na całym świecie.